foto:net
"Tytuł brzmi biblijnie,jakby otwierał jeszcze jedną księgę Starego Testamentu,współcześnie dopisywaną,bo rzeczywiście zdarzył się w naszych czasach powód,by ją dopisać.Tytuł sugeruje niejako dalszy ciąg lub dodatek do czegoś,co działo się przedtem lub istnieje obok.Wiem z rozmów,że spójnik "i" był w myśli autora elementem bardzo istotnym.Miłość?NIe! I miłość.
Razem z "i".Bo miłość nie była w getcie jedyna ani najważniejsza."
Troszkę jestem zawiedzona,bo spodziewałam się faktycznego opisu jak ta miłość w tych ciężkich czasach wyglądała. Przecież była,mimo całego cierpienia była i to w ilu odcieniach:miłość rodzicielska,miłość małżeńska,nastoletnia.....rodziły się dzieci.
Oczekiwałam ,że przeczytam jakieś relacje,obserwacje na temat jak ludzie w czasie wojny sobie z tymi uczuciami radzili,do czego byli zdolni,jak radzili sobie z ciążą,narodzinami dzieci?!
Nastawiłam się na konkretne informacje,a nie do końca je otrzymałam.
Może jest jakaś pozycja opisująca miłość,pierwsze spotkania,oczekiwanie na dziecko,poród i opiekę nad noworodkiem,bym się dowiedziała jak to faktycznie było,jak sobie radzono ?!
Pozycja o tyle wartosciowa,że spisana na podstawie relacji samego Marka Edelmana.
Opinia tylko i wyłącznie moja i nie należy jej traktować jako recenzji książki,bo recenzentką nie jestem.
Ciepłego popołudnia ;)
Pozdrawiam
Beata
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz